wtorek, 29 marca 2016

Luty, był, znikł, a my tak bardzo o nim zapomnieliśmy !


Gdyby lenistwo było pierwszym stopniem do piekła, dawno by nas pochłonęło. Ponad miesiąc przymierzałam się do napisania tego postu, w końcu by wypadało. Co u nas się wydarzyło?

Alex ponownie był chory, zwykłe przeziębienie od którego zaczęły się schody. Wyleczyliśmy przeziębienie, postanowiłam mu pierwszy raz, kontrolnie zbadać krew. Co się okazało? Pies miał podwyższony Alat i nieco niski poziom płytek krwi. Podejrzewał doktor zatrucie, za pewne chemikaliami, ale tylko do obserwacji i za 2 tygodnie powtórka. Na szczęście powtórne badanie wykazało, że wszystko z nim w porządku i odetchnęliśmy z ulgą.

14.02 wybrałam się sama bez psa do Zabrza, pojechałam pierwszy (i nie jedyny) raz do Madzone, do Patrycji Kowalczyk. Żałuje, że byłam tam tak krótko wtedy, świetne miejsce, super ludzie, nie samowite psy.



Mieliśmy w tym miesiącu (plan na cały rok), dokończyć stare sprawy. Jestem dumna, bo w 90% opanowaliśmy komendę "wstydź" oraz góra/dół (ja tak to nazywam). Pies dwie łapy na moją rękę daje, a potem głowę pod nią i tak zastyga, inni mówią na to "akuku". Różne słyszałam wersje tego, krok po kroku brniemy do przodu, zobaczymy co dalej będzie.

W niedługim czasie pojawi się relacja z wystawy w Katowicach oraz kolejnej wizyty w Madzone, recenzja oraz podsumowanie marca. Czekajcie cierpliwie !


sobota, 19 marca 2016

O tych dla których pies stracił głowę, smakołyki Bosch Fruitees - recenzja !

"Podczas wychowywania czy codziennego treningu – bezzbożowe przysmaki Bosch Fruitees pomogą w osiągnieciu zamierzonego efektu. Wielkość i kształt przekąski zostały przemyślane tak, by odpowiadać na potrzeby psów." - można poczytać na wstępie od producenta. 

Smakołyki trafiły do nas nieco przypadkiem, pod choinkę szukając prezentu dla Alexa, trafiłam właśnie na nie stojąc w zoologicznym. Mamy dobre wrażenia z firmą Bosch, w końcu kupowaliśmy długi długi czas od nich karmę, więc czemu by nie spróbować z smakołykami? Tak do naszego domu trafił najpierw Snack Banan, a później Apple (banan i jabłko).


Dalej możemy przeczytać, że: "Przekąski zawierają 20% świeżego mięsa drobiowego, które połączono z suszonymi owocami, dzięki czemu ich smak jest doskonały i niepowtarzalny. Wilgotność końcowa przekąski wynosi 28%, dzięki czemu odznacza się on wyjątkowo wilgotną konsystencją (semi-moist), a tym samym jest doskonale przyswajalny przez organizm. Wzmacnia efekt wychowywania i treningu, wyjątkowa wielkość i kształt, bez dodatku zbóż, bez cukru, bez aromatów i barwników."

Ogólny natomiast skład: "Zboża, świeże mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (min. 20 % świeżego mięsa z drobiu), produkty pochodzenia roślinnego, owoce (min. 4 % suszonego jabłka), składniki mineralne, świeże mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (min. 20 % świeżego mięsa z drobiu), produkty pochodzenia roślinnego, owoce (min. 4 % suszonego jabłka/banana), składniki mineralne."


 Podsumowując:
+ Małe łatwe do podania dla małych psów.

+ Wilgotne i miękkie.
+ Pies zjada je w ułamku sekund.
+ Idealne podczas szkolenia.

+ Nie brudzą.

+/- Niestety kupowane w zoologu są dość drogie, przez net wychodzi taniej.
- Mogły by mieć lepszy skład.


Jednak jak widać na załączonym obrazku Alex nie przejmuje się ich minusami, zajada się nimi, że ho ho. Wyginając się w każdą możliwą stronę by tylko go zdobyć ;)
 
 

piątek, 11 marca 2016

Chrp chrup chrup, mniam mniam mniam :D Czyli to co znajduje się w nazym domu i potocznie nazywane smakołykami.



Poniekąd podjęliśmy wyzwanie Syriusza, znanego także jako "Nie taki york straszny".  Właścicielka S. pyta czego używamy do szkolenia, co znajduje się w naszych zapasach.Ciekawe ile podobnych, lub nawet tych samych rzeczy, używamy szkoląc nasze psy.


Smakołyki raczej domowe:

Ciastka w kształcie poduszek, z nadzieniem dość ciekawym w środku. Ze względu na swoją wielkość zwykle dzielone na pół przed podaniem psu. Jedyną ich wadą jest to, że mocno się kruszą, tak są dość chyba smaczne bo Alex wcina aż uszy mu się trzęsą.
Pod względem składu podobne do poduszek, jedynie wyglądem się różnią i smakiem nadzienia. Jednak nie powiem wam dokładnie co mają w środku, bo nie próbowałam. Równie smaczne (ocena po psie) oraz kruchliwe co te na górze.
To coś co niestety nie jest lubiane przez Alexa, choć w dzieciństwie jadał z tego samego dość twardego tworzywa kości. Mimo nawet dzielenia na drobne części, Alex nie przepada za nimi. Pomiętoli to, pomamla, ale w ostateczności porzuci, jednym słowem temu mówimy nie.
Tak tak, tu jest ten patyczek z powyżej, ale również dobre suszone mięsko. Kiedyś w ogóle nie chciał tego tknąć, teraz sprawa ma się nieco inaczej, chętnie to zjada, nawet czasem i patyk mu się uda.

Smakołyki typowo szkoleniowe:
Smakołyki w kształcie różnych, przeróżnych zwierzątek: żółwi, kacze, kur i takie tam. Bardzo fajnie da się je dzielić na mniejsze kawałki, Alex pożera je aż mu się uszy trzęsą.
Kolejne kostki, kosteczki w wersji tym razem mini. Równie dobrze sprawdzają się w szkoleniu, jak i typowa przekąska. Podawane są w całości, gdyż trudno je podzielić, są w różnym kolorze jak i smaku, niestety szczegółów nie znam.
Mięsne serduszka, przynajmniej tak są nazywane choć nie zawsze przypominają serce. Również z reguły podajemy w całości Alexowi. Bardzo je lubi, doskonale spisują się jako nagroda za wykonane zadanie, choć używane raczej sporadycznie (do tego).
Kostki typu średniego, nie za duże nie za małe, takie w sam raz. Można je podzielić na mniejsze kawałki, ale podobnie jak większa wersja dość mocno się kruszą. Pies się nimi dobrze zajada, więc chyba w smaku są nie najgorsze.

Wszystkie powyższe smakołyki kupowane na sztuki za kilkanaście groszy w naszej przychodni weterynaryjnej.

I przedostatnia wersja kostek, najprawdopodobniej składowo nie szaleją, ale pies i nimi się zajada, że daktyle to mu się trzęsą. Podobnie jak większość łatwo się łamią i kruszą, ale mogą być w końcu czego nie robi się dla psa? Kupione w pudełku, w sklepach Rossmann.
I to co Alex kocha najbardziej, smakołyki Bosha, mieliśmy o smaku banana (po prawej) teraz mamy jabłko (po lewej). Pies od początku w nich zakochany mogłabym powiedzieć na zabój, małe kawałki w kształcie kosteczek. Pachną dość apetycznie (nie nie próbowałam !), kupione w sklepie zoologicznym.

Nie długo o nich więcej będzie można przeczytać w recenzji.





piątek, 4 marca 2016

Recenzja i zarazem coś co Alex kocha najbardziej - piłki ażurowe.



Jak do nas trafiły? To głupi przypadek, poszłam z psem do weta i tam zauważyłam najpierw zieloną. Wyglądała dość marnie, ale ze względu na wielkość wydawała się, że nie zniszczy jej od razu. Postanowiłam, że kupię ale będzie piłką na dwór, co się okazało? Pies oszalał na jej punkcie, gdy ją schowałam przez 3 godziny jej szukał. Natomiast zabawą na dworzu nie było końca, była bardziej pociągająca od wszystkiego i wszystkich.





+  Łatwo się odbija od podłoża.
Dość wysoko lata.
+ Łatwo i bez problemów pies może ją podnieść i biegać ze względu na spore otwory w niej.
+ Wytrzymuje każde warunki pogodowe - deszcz, śnieg, wichury.
+ Można ją nabyć praktycznie wszędzie w przystępnej cenie.

- Łatwo się niszczy, pies może ją szybko rozebrać na części pierwsze - niestety.




 
 Jak trafiła do nas druga? Skoro pierwsza była tylko na dwór, musiała być i domowa z racji "zakochania" psa do nich. Tym sposobem 2 tygodnie później trafiła do nas niebieska, słyszałam o różnych historiach związanych z tą piłką.  U nas jednak mają się obie bardzo dobrze, niebieska co prawda jest lekko nagryziona od góry, ale przeżyła.

Serdecznie polecamy Karolina & Alex. 

Szukajka